Wiele osób boi się latać samolotami ze względu na możliwość wystąpienia katastrofy lotniczej. Zawsze jest bowiem o nich głośno, gdy jednocześnie ginie kilkadziesiąt czy nawet kilkaset osób. Prawda jest taka, że większe prawdopodobieństwo to śmierć w wyniku wypadku samochodowego, ponieważ procentowo więcej osób ginie właśnie w nich. Latanie samolotami jest jednym z bezpieczniejszych transportów. Należy jednak pamiętać, że jeśli już zdarzy się wypadek, uniknięcie śmierci może być niemożliwe. Prawdopodobieństwo śmierci w katastrofie lotniczej jest więc raczej niskie. Takie katastrofy się jednak zdarzają i są wtedy bardzo głośne, gdyż zwykle ginie duża liczba ludzi jednocześnie. Największą pod tym względem katastrofą z największą liczbą ofiar była katastrofa lotnicza na Teneryfie (Wyspy Kanaryjskie, Hiszpania). Zginęły w niej 583 osoby, natomiast ocalało 61. Tragedia wydarzyła się 27 marca 1977 roku na lotnisku Aeropuerto de Tenerife Norte Los Rodeos. Była godzina 17:05. Co najbardziej zaskakujące, nie wydarzyło się to w powietrzu, a na ziemi, więc samoloty nie były w górze. W wydarzeniu uczestniczyły samoloty Boeing 747 (należący do linii lotniczych KLM – Koninklijke Luchtvaart Maatschappij z Holandii) oraz drugi Boeing 747 (linii PanAm – Pan American World Airways ze Stanów Zjednoczonych). Pierwszy z nich był podczas rozbiegu, natomiast drugi kołował. Samoloty zderzyły się na pasie. W obu znajdowali się turyści. Dokładny przebieg tragedii był pasmem pechowych wydarzeń, które doprowadziły do okropnego zdarzenia.
Najpierw na pobliskim lotnisku w Gran Canaria ogłoszono alarm bombowy. Z tego powodu wymienione wyżej dwa samoloty nie mogły na nim wylądować i musiały zrobić to na Teneryfie (pierwszy lądował o godzinie 13:38, natomiast drugi – o 14:15). Lotnisko to natomiast nie było przystosowane do tak dużego ruchu samolotów, w tym dwóch tak ogromnych. Co więcej, tego dnia była niedziela, więc ilość pracowników lotniska była znacznie mniejsza. W tym czasie znajdowało się tam zaledwie dwóch kontrolerów, którzy musieli zajmować się wszystkim i kontrolować większą niż zwykle liczbę samolotów. Kolejnym problemem była awaria świateł na pasach tego lotniska, co powodowało kłopoty z widocznością. Ze względu na to, że lotnisko było małe i słabo wyposażone, nie było tam radarów, które mogły obserwować samoloty z ziemi ani specjalnych samochodów. W takich momentach zwykle używa się aut „follow me”, czyli takich, które kierują samolotami jadącymi po pasie za nimi. Widoczność była ograniczona i nie było dodatkowego wyposażenia lotniska, więc dwaj kontrolerzy na służbie mieli nie lada problem. Aby kierować poruszającymi się po pasach samolotami, musieli oni opierać się na tym, co meldowały im załogi. Groziło to więc tym, że mogły zostać podane im złe informacje o położeniu samolotów. Co więcej, problemem był również język, którym posługiwali się kontrolerzy. Z zapisanych rozmów wynika, że mieli oni kłopot z językiem angielskim, co powodowało dodatkowe trudności w porozumieniu. Nie tylko brak umiejętności językowych był problemem, ale także zmęczenie kontrolerów. Załogi samolotów nie mogły zrozumieć, co mówią kontrolerzy. Okazuje się, że zamiast uważnie słuchać pozwalali sobie na ośmieszanie języka kontrolerów. Panowały także interferencje i zakłócenia w sygnałach, więc nie wszystkie komunikaty dochodziły na czas. Załogi również były poddenerwowane, gdyż wszystko bardzo długo trwało, ciągnęło się, a oni chcieli wracać już do domu.
Ten cały ciąg pechowych wydarzeń i problemów spowodował, ze oba samoloty znalazły się na tym samym pasie, a piloci zobaczyli maszyny, kiedy te były zaledwie kilkaset metrów od siebie. Samolot linii PanAm wpadł na drugi z prędkością 290 kilometrów na godzinę. Oderwały się silniki, wszczął pożar, wszystko działo się w szaleńczym tempie. Pożar, wybuchy, latające odłamki… To wszystko spowodowało śmierć w sumie 583 osób, w tym 560 pasażerów. Śmierć tak wielu osób i tak ogromna katastrofa sprawiły, że Organizacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ang. International Civil Aviation Organization, ICAO) wprowadziła nowe procedury. Były nimi ujednolicone komendy w języku angielskim, których wieża kontroli lotów i załoga samolotu mogła używać podczas startu i lądowania, a także konieczność powtarzania tych komend wtedy, kiedy dotarły do odbiorcy. Odpowiedzi w stylu „OK” mogły być niejednoznaczne. Co więcej, zakazano używania zwrotu „start” w różnych sytuacjach – mogło być używane jedynie wtedy, kiedy istniała zgoda na start samolotu. Ta katastrofa lotnicza wstrząsnęła całym światem i stała się jednym z symboli śmiercionośności samolotów. Chociaż ludzie stracili życie na ziemi, a nie podczas lotu, nadal nazywana jest katastrofą lotniczą, gdyż wydarzyła się w samolotach.