Katastrofa kolejowa pod Starogardem Gdańskim

Historię II Rzeczypospolitej naznaczyła spora liczba wypadków kolejowych. Jedna z największych i najtragiczniejszych w skutkach rozegrała się nieopodal Starogardu Gdańskiego, gdy parowóz pokonywał trasę znajdującą się między stacjami Swarożyn i Starogard. Pociąg relacji Insterburg-Berlin jechał planowo do Niemiec, jednak przejazd w nocy z 30 kwietnia na 1 maja 1925 roku zakończyła tragedia. Życie straciło 29 pasażerów, z czego czworo zmarło w wyniku odniesionych obrażeń, już po przewiezieniu do szpitali w Starogardzie i Tczewie. 68 osób zostało rannych, przy czym siedmioro z nich uratował od śmierci starogardzki chirurg (co przysporzyło mu później odznaczenie Złotym Krzyżem Zasługi). Choć katastrofa wydarzyła się w Polsce, ofiarami wypadku byli przede wszystkim Niemcy, wracający do ojczyzny.

Okoliczności wypadku

Parowóz składał się z dziewięciu wagonów, z których dwa pierwsze pełniły role przechowalni bagaży oraz miejsca sypialnianego. Te właśnie wagony najmniej ucierpiały wskutek wypadku, gdyby więc były wagonami pasażerskimi, prawdopodobnie bilans rannych i zabitych byłby mniejszy. Z kolei inna okoliczność, dotycząca przytomności umysłu kierowników pociągu, mogła ocalić niejedno życie. Tragedia wydarzyła się, gdy pociąg wjechał na wysoki na niemal 10 metrów nasyp kolejowy. Tutejsze szyny były zaś uszkodzone, co spowodowało, że pojazd wypadł z szyn i gwałtownie zatrzymał się, zderzając z nasypem ziemi i przewracając się na jeden bok. Błyskawiczna reakcja kierowników maszyny, czyli zaciągnięcie hamulca i zagaszenie kotła, prawdopodobnie zapobiegło znacznie tragiczniejszej katastrofie. Gdyby pociąg, jadący przecież w trybie pospiesznym, uderzył z pełnego rozpędu w nasyp lub gdy zderzeniu towarzyszył wybuch kotła, zapewne ofiar śmiertelnych byłoby znacznie więcej, być może nikt by nie przeżył stłuczki połączonej z pożarem.

Efekt akcji dywersyjnej

Wśród Niemców szybko rozniosły się nieprzychylne komentarze na temat jakości polskiej trakcji kolejowej. Niemiecka Generalna Dyrekcja Kolejowa zażądała nawet od Polski wypłacenia odszkodowań: za zniszczony pociąg i śmierć niemieckich obywateli. Jednak już pobieżne oględziny miejsca wypadku świadczyły o tym, że wypadek został zaplanowany przez kogoś, kto wiedział które fragmenty szyn należy rozmontować, by efekty były właśnie takie, jakie teraz można opisać. Śruby i łącza z konkretnego fragmentu trakcji zostały odkręcone, a same szyny przesunięto o kilka centymetrów, by zdestabilizować tor ruchu maszyny. Brakujące części znaleziono już kilkadziesiąt metrów od miejsca katastrofy, porzucone w pobliskim lesie. Tragedia przyciągnęła w pobliże Starogardu licznych przedstawicieli polskich władz i pracowników wymiaru sprawiedliwości. Śledczy podjęli wysiłki znalezienia sprawców zdarzenia już rankiem (wypadek miał miejsce na krótko przed północą), jednak choć dochodzenie prowadzone przez pracowników policji kryminalnej i politycznej było zakrojone na szeroką skalę, nigdy nie udało się nikomu postawić choćby zarzutów w tej sprawie. Jest niemal pewne, że postępek sprawców miał podtekst polityczny. Według śledczych motyw mogli mieć zarówno sami Niemcy (niezadowoleni z powojennego podziału terytorialnego), jak też nastawieni anty-niemiecko komuniści lub nawet zwolnieni pracownicy transportu kolejowego. Minister kolei wyznaczył nawet nagrodę w wysokości 50 tysięcy złotych dla osoby, która byłaby w stanie wskazać odpowiedzialnych za katastrofę, później kwotę tę podwojono, jednak także to nie doprowadziło do żadnych pozytywnych efektów.

Leave a Reply